środa, 3 czerwca 2015

Zaczynam dopiero na tym blogu. Możliwe, że już się znamy z mojego poprzedniego bloga. 
Nie oceniajcie mnie powierzchownie, ponieważ początki zawsze są trudne. Opowiadanie będzie o dziewczynie, która była zapatrzona w zespół Tokio Hotel. Nie przeczuwała, że wda się w romans z chłopakiem ze swoich snów... Zapraszam.

             Rozdział I 
 Isaura była siedemnastoletnią dziewczyną z Berlina. Mieszkała tylko z matką, ponieważ jej ojciec ją zostawił gdy była jeszcze małą dziewczynką. Jej kontakty z matką nie były dobre, była arogancka i taka... zamknięta w sobie. Z nikim nie rozmawiała i była typowym samotnikiem. Miała jednego przyjaciela przez wiele lat i była bardzo nieufna. Jednak jej największą miłością było Tokio Hotel... To tak naprawdę oni trzymali ją na tym świecie, oni swoją muzyką prowadzili ją przez życie. 
   Kocham ich... Kocham całą sobą. Nikt inny się dla mnie nie liczy. Wiele razy mi pomagali i wyciągali mnie z największego gówna. To właśnie są moi przyjaciele i to dla nich żyję i żyć będę. 
Isaura nigdy nie miała okazji ich zobaczyć na żywo, czego zawsze bardzo chciała. Miała teraz taką okazję, ponieważ chłopcy mieli zagrać koncert w Berlinie przy okazji trasy Humanoid City Tour. Nie chciała tam iść, bo jednak tyle ludzi... Taki ścisk... Dziewczyna czułaby się niekomfortowo. Tylko jak mogłaby porzucić swoje marzenia? Nie. Musiała tam iść. Kupiła więc jako jedna z pierwszych osób bilet i czekała. Przez te tygodnie do koncertu była jakaś... zdezorientowana... W myślach układała sobie listę piosenek i to jak będą wyglądali chłopcy. Przez ten czas nie rozmawiała z nikim. Siedziała zamknięta w swoim pokoju zatopiona myślami w ich muzyce. 
Nadszedł dzień koncertu. Zbliżał się wieczór. Isa nie miała już wyjścia, to już był ten czas. 
Weszła już na arenę. Stała na szczęście całkiem z przodu więc miała dobre miejsce na widok. 
No i spełniają się jej marzenia... Pięć minut do rozpoczęcia koncertu. Isaurze serce waliło jak oszalałe. Na jej ciało wstąpił pot, a oczy zaszkliły się od łez. Zrobiło się jej momentalnie słabo, niemal osunęła się na podłogę... Zgasły światła. Zaczynało się. Isa była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Jest... Jest Tom... Georg... Gustav... Jezu... Bill... Idealnie idealni. Byli cudowni. Minęło już trzydzieści minut koncertu, gdy Isaura doznała chyba zawału serca. Tom popatrzył się w jej błyszczące od łez czarne oczka i uśmiechnął się słodko. O matko... 
Miała ten uśmiech przed oczami już do końca koncertu. Gdy dobiegł już koniec, wychodziła stamtąd szczęśliwa i spełniona, ale nie chciała jeszcze wracać do domu, bo musiała ochłonąć. Poszła więc usiąść za arenę. Siedziała, płakała i wspominała... Jej refleksję jednak przerwało dwóch mężczyzn, którzy wyszli na papierosa. Byli to jacyś pracownicy chyba...
  O mój Boże... Nigdy się tak nie bałam jak dzisiaj, ale teraz już wiem, że marzenia się spełniają i trzeba do nich dążyć za wszelką cenę. A ten uśmiech od Toma... Nie umiem tego opisać. 
 To nie byli jednak pracownicy. W głosie jednego z nich poznała głos Billa, ale go nie widziała ponieważ było ciemno. Jezu. To oni... To Bill i Tom. Kurwa mać... i co teraz? Miała uciekać? Podejść? Czy siedzieć bez słowa? Wybrała najgorszą z opcji. Siedziała bez słowa. Po pewnym czasie Bill poszedł, a Tom został sam... Zauważył w słabym świetle latarni zapłakaną Isaurę. Podszedł do niej i ją objął. Isa zaniemówiła a serce jej stanęło...
- Wszystko w porządku?-  zapytał mnie czule, a dziewczyna wybuchła płaczem,
- Tom... Nic nie jest w porządku-  nie wiedziała co ma więcej powiedzieć. Wydawało jej się to niemożliwe, że ona z nim rozmawia. 
- Jak się nazywasz?-  jego głos był troskliwy, taki ze snu,
-Isaura- wtedy dotarło do niej co się dzieje, że to on z nią naprawdę rozmawia
- Śliczne imię. Pasuję do ciebie idealnie. Chodź, robi się chłodno- wyciągnął do niej dłoń, a ona delikatnie podała mu swoją... Obejrzał ją dokładnie i się uśmiechnął- Jesteś gitarzystką? Takie cudowne dłonie- pocałował ją w dłoń i przyciągnął do siebie
- Tak. Gram na gitarze- drżała i Tom to zauważył. Złożył jej delikatny pocałunek na sinych ustach
- Chodź- powiedział cicho. Szli już tak jakieś piętnaście minut, gdy ich oczom ukazał się hotel. Szli długim korytarzem aż doszli do jednego z pokoi. Weszli i Tom zdjął z Isaury płaszcz. Rozluźniła się, bo wiedziała że nic się jej nie stanie.
- Napijesz się czegoś?-
- Nie, dziękuję- chwycił ją za dłonie i znowu pocałował
- Jesteś cudowna, wiesz?- matko... Tego Isa nawet się nie spodziewała. Przegadali ze sobą całą noc. Matka dzwoniła do niej tysiąc razy, ale ona nie chciała z nią rozmawiać.
Tom postanowił odprowadzić ją do domu. Szli za rękę przez ulice Berlina. Gdy już byli pod jej domem i nadszedł czas pożegnania Isaura znowu się popłakała. Tom ją pocałował namiętnie, otarł łzy z jej policzka i powiedział cicho:
- Spokojnie skarbie... Niedługo wrócę...- i odszedł... zniknął gdzieś w dali...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz